czwartek, 27 października 2016

DRIES VAN NOTEN: Prêt-à-porter WOMEN S/S17





                  
Już od wejścia do rozległej hali garażowej w pobliżu dworca Saint Lazare w paryskiej 12-tce, gdzie odbywał się pokaz  wiosennej kolekcji  Dries`a van Noten / Prêt-à-porter  Women S/S 17/ uwagę przyciągała niezwykła scenografia zbudowana z lodowych bloków, w których zatopione były  bukiety jesiennych kwiatów. Tworzyły one rozświetlony wewnętrznym światłem szpaler biegnący przez całą długość wybiegu.  Ważące blisko 200 kg bryły lodu dosłownie topniały na oczach publiczności tworząc rozległe kałuże przypominające o zimowo-wiosennej przemianie. Jeszcze długo po zakończeniu show goście przechadzali się wzdłuż tej niezwykłej instalacji fotografując się oraz podziwiając malowniczość i urok zastygłych w przeźroczystych  bryłach kwiatowych kompozycji, które nieodparcie przywodziły na myśl martwe natury XVII-wiecznych mistrzów holenderskiego malarstwa. Sceneria ta, odnosząca się jednoznacznie do kruchości i przemijalności  wszystkiego, równocześnie przypominała  o nadziei na coś nowego, co odrodzić się musi po okresie zamarcia lub uśpienia. 

 

Nostalgiczny nastrój zauważyć się dawał w samej kolekcji belgijskiego projektanta, który od lat idzie swą własną drogą wyważonego ekscentryzmu. Motyw kwiatów powracał jak leitmotiv w nadrukach i haftach pojawiających się w różnych miejscach, zwykle asymetrycznie, tylko w pewnych partiach ubrania, podczas gdy reszta pozostawała gładka.





Wiosna/lato 2017, to u Dries`a van Noten parada kwiatów w barwach trochę przyblakłych, przytłumionych, przypominających te zastygłe w bryłach topniejącego lodu, ale zderzanych z niosącą energię ostrą żółcią, niekiedy  w jej  łagodniejszych pastelowych odcieniach, często także z bielą i czernią, która chwilami wręcz dominowała,  w czystym wydaniu albo przełamywana barwnym deseniem. Obok linii zdecydowanie oversize`owych  niektóre modele nawiązywały do sylwetki kobiecej z końca XIX wieku. 




W szerokich, mocno marszczonych rękawach i ozdobnych przodach żakietów i bluzek, zamkniętych wysokimi kołnierzami pobrzmiewał duch fin de siècle`u ujawniając tęsknotę za czasem dawno minionym. 




Zabieg wskrzeszenia zapomnianych krojów w nowym kontekście nie po raz pierwszy został podjęty przez projektanta, który często sięga do historycznych form ubraniowych. Przefiltrowane poprzez jego własne spojrzenie, na nowo zinterpretowane, uzyskują inny zupełnie wyraz. To decyduje o przystawalności  takiej propozycji  do współczesności.






Quasi wiktoriańskie żakiety, wdzianka i bluzki znakomicie się komponowały z różnej szerokości spodniami, bermudami, powiewnymi sukienkami, asymetrycznymi spódnicami. Niekiedy tylko ozdobny dodatek rozbijał surowość klasycznego trencza lub parki. 



  

Wysokie ozdobne stójki, jakby wprost wyjęte z secesyjnych bluzek zdobiły szyje modelek zamykając tym nobliwym akcentem najbardziej ekstrawaganckie zestawy o często przerysowanych, długich rękawach, ekstremalnie szerokich nogawkach lub powiewających połach.




Zestawianie dobrej jakości tkanin i elementów glamour , takich jak dżety, koronki i frędzle, z elementami  casual -owymi dawało w efekcie wyważony, racjonalny kontrast, tak  dla  Dries`a van Noten charakterystyczny, stanowiący o oryginalności jego ekstrawaganckiego i zarazem poetyckiego stylu. 




tekst i zdjęcia: Dorota Morawetz- ModArte_mag
zdjęcia z pokazu można obejrzeć tutaj: http://www.vogue.com/fashion-shows/spring-2017-ready-to-wear/dries-van-noten
 

© all rights reserved by ModArte_mag and Dorota Morawetz

środa, 12 października 2016

BIAŁE I CZARNE: SWINTON – RAMPLING – SAILLARD - SUR-EXPOSITION /performance/








Olivier Saillard jest  historykiem mody uprawiającym swą dziedzinę w sposób niebanalny, prowadzącym poetyckie rozważania na temat istoty fashion. Jest znany  jako komisarz szeregu wystaw, z których najgłośniejsze to  Couturiers  Superstars  czy Christian Lacroix, histoires de mode, obie w Muzeum Les Arts Decoratifs, a także kilku książek o modzie. W ostatnich latach, jako  dyrektor /od 2010/ Palais Galliera / Musée de la Mode de la Ville de Paris/ stał się także twórcą serii performance`ów, których tematyka krąży zwykle wokół  ubioru. 




Od jakiegoś czasu występuje w nich zjawiskowa Tilda Swinton. W tym roku do współpracy zaprosił Saillard także Charlotte Rampling, równocześnie oddalając się nieco od  swego ulubionego przedmiotu, choć w sumie tylko pozornie, bowiem Sur-exposition dotyczy fotografii,  a więc także fotografii mody. Dwie wielkie aktorki tworzą znakomity duet, w którym jednak porażająca magia Swinton spycha na dalszy plan partnerującą jej Rampling.




Tak jak wcześniejsze performance Saillarda, wpisujące się zawsze w ramy Festival d`Automne , a równocześnie w przestrzeń czasową, tematyczną i także fizyczną paryskiego tygodnia mody /tym razem Fashion Week Prêt-à-porter Women S/S 17/, i ten opierał się na bardzo rygorystycznej i minimalistycznej formie sprowadzonej do prostych, ale intensywnych w swej esencji , ruchów i gestów aktorek. Saillard poprzez swój ostatni koncept stawia pytanie o znaczenie fotografii  dzisiaj, w epoce, gdy fotografem staje się każdy posiadacz  nie tylko cyfrowego aparatu, ale zwykłej komórki czy  I-pada, i każdy przechowuje w swym wirtualnym archiwum dziesiątki, setki, a nawet tysiące zdjęć, z których większość stanowi przysłowiowy śmietnik cywilizacyjny, przeniesiony teraz w nieokreśloną, kosmiczną przestrzeń.




Przy pomocy Rampling i Swinton, Saillard powraca do przeszłości cytując najznakomitsze zdjęcia złotego okresu fotografii, te, które stanowią jej historyczny kanon.  Jednak samych obrazów nie widzimy, zamiast nich aktorki prezentują publiczności ich symulakry – dwustronne, czarno-białe plansze, które z pierwotnych odbitek zachowały jedynie oryginalne wymiary.





Ubrane w sterylne białe fartuchy muzealnych konserwatorów /potem zamienione na czarne/ wyciągają kolejno z magazynowego wózka służącego do wewnętrznego  transportu dzieł sztuki, z pieczołowitością, delikatnością i namaszczeniem,  różnych rozmiarów płaskie obiekty, a następnie opatrując je komentarzem zawierającym nazwisko autora zdjęcia, jego tytuł oraz rok powstania, pokazują widzom. 

  


Powtarzają się nazwiska Irvinga Penn`a, Richarda Avedon`a, Brassai`a i wielu innych.  Nieme fantomy majstersztyków światowej fotografii, wśród których należy się domyślać także najsłynniejszych zdjęć mody,  czasem zyskują dodatkowy komentarz gestualny. Aktorki przyjmują na tle tych plansz rozmaite pozy, nawiązujące być może do tych na rzeczywistych  zdjęciach, i zastygają w nich na kilkanaście sekund prowokując publiczność, która tym samym staje się elementem spektaklu, do fotografowania. 




Ta prowokacja  niesie w sobie ironiczny dystans do dzisiejszych zwyczajów posiadaczy rozmaitych urządzeń elektronicznych, którzy używają ich do „uwieczniania chwili” w sposób automatyczny, często bezmyślny. Żyjąc w epoce, gdy obraz stał się podstawowym elementem komunikacji między ludźmi, cierpimy równocześnie na jego nadmiar /overdose/, w którym każdy zdaje się częściej patrzyć na świat poprzez obiektyw takiego czy innego aparatu niż bezpośrednio oczami. Utrwalamy wszystko, łącznie z własnym wizerunkiem umieszczanym w najprzeróżniejszych kontekstach za pomocą robionych z odległości wyciągniętego ramienia selfies




Zestawiając mistrzowskie dzieła  fotografii  z rzeczywistością współczesnej banalnej fotografii społecznościowej, autor performance`u, przy pomocy Tildy Swinton i Charlotte Rampling składa hołd mistrzom fotografii analogowej, zazwyczaj czarno-białej /wszystko jest w tym performance czarno-białe: pokazywane plansze, białe i czarne uniformy aktorek/,  zmuszając do zastanowienia się nad wartością fotografii i fotografowania dzisiaj,  kiedy jest ono dostępne niemal  każdemu, demokratyczne i łatwe, pozbawione emocji związanych z ryzykiem „utraty ujęcia”. Nie daje odpowiedzi. Ale to, że jest on admiratorem tej sztuki z okresu  zanim uległa cyfryzacji podkreśla sama kompozycja performance`u oraz sposób bycia i poruszania się aktorek. Śledzimy z zapartym tchem każdy ich gest. Uwagę przyciąga zwłaszcza Tilda Swinton, której najmniejsze poruszenie dłoni, najdrobniejsze drgnienie  mięśnia twarzy wytwarza napięcia i skupia uwagę nieodpartym, niewytłumaczalnym magnetyzmem płynącym od jej osoby.




Spektakl  w sposób poetycki odwołuje się równocześnie do nieprzewidywalności i kruchości samej tradycyjnej techniki fotograficznej i zapisanego w niej prawdopodobieństwa błędu naświetlenia,  w wyniku którego zamiast obrazka można otrzymać jedynie czarną /niedoświetloną/ lub białą /prześwietloną/ odbitkę, o czym mówią dwie strony pokazywanych plansz. Tytuł Sur-exposition wskazuje na brak obrazu będący wynikiem prześwietlenia, ale również sugeruje jego całkowite "wymazanie" w efekcie nadprodukcji. Powszechne pragnienie uwiecznienia chwili doprowadza do jeszcze szybszego jej popadnięcia w zapomnienie, w przeszłość.





Obrazy powstające z niesamowitym przyspieszeniem zalewają naszą codzienność niwelując możliwość jakiejkolwiek kontemplacji. Rampling i Swinton, wspierając się fotograficzną spuścizną przeszłości, poszukując znaczenia oraz jakości  dokumentarnej i artystycznej zapisanej w poszczególnych fotografiach, nakłaniają do zatrzymania się, przedłużenia spojrzenia, nasycenia obrazu wagą niepowtarzalności uchwyconego w nim miejsca i czasu.


tekst:©Dorota Morawetz, ModArte_mag
Photos:©Gabriela Morawetz





ANTYK I HIPERNOWOCZESNOŚĆ: RICK OWENS - FASHION WEEK PARIS WOMEN S/S 17






Pokaz najnowszej kolekcji Rick`a Owens`a na Fashion Week Paris Women S/S17 odbył się w podziemiach Palais de Tokyo, vis  à vis Musée d`Art  Moderne de la Ville de Paris. Miejsce to od pewnego czasu szczególnie przypadło projektantowi do gustu, o czym świadczą odbywające się tu kolejne jego prezentacje.





Entuzjaści czarnej dekonstrukcji w stylu Rick`a Owens`a mogli czuć się nieco zbici z tropu, bo choć projektant miewał już drobne flirty z kolorem w ostatnich kolekcjach, to tym razem wyłom okazał się znacznie silniejszy

 

 

Nie przewidział tego przybyły na pokaz tłum gości i fanów osiadłego w Paryżu od ponad dziesięciolecia amerykańskiego projektanta. Wszechobecna czarna tonacja niepodzielnie panowała w ekscentrycznych stylizacjach osób oczekujących na show, przywodząc na myśl nieodparte poczucie, że oto mamy do czynienia ze zgromadzeniem wyznawców jakiegoś tajemnego kultu.

 

   

Czerń, tak nierozerwanie kojarząca się z kreacją Owens`a i oczywiście obecna także  w tej kolekcji, została jednak tym razem zdominowana barwami, wśród których przeważały fiolety o odcieniach lawendy, ostra żółć, malwowy róż, subtelne brązy i popiele. 

Głównym tematem, wokół jakiego krąży myśl projektanta na sezon wiosna/lato 2017 jest budowanie sylwetki przy pomocy drapowania, które, odwołując się do zasady ubioru antycznego,  interpretuje ją poprzez precyzyjną technikę współczesnej krawieckiej konstrukcji.

 



Efekt jest zaskakująco nowoczesny. Asymetryczne, zamotane wokół ciała warstwy, komplikowane poprzez wielość cięć  i zróżnicowanie długości, tworzą formę nieczytelną, zaburzoną, przesuniętą, napiętrzającą się węzłami i skręceniami /widać tu echo poszukiwań Madelaine Vionnet i Madame Grès /, której punkt ciężkości znajduje się gdzieś pośród rzeźbiarsko rozbudowanej bryły: to wokół szyi i na ramionach, to wokół bioder.Długie do ziemi lub całkiem krótkie kreacje przywodzą na myśl antyczną grecką tunikę lub rzymską togę,które poddano jednak swoistej transformacji i dekonstrukcji. 

 

 

Konkretność uzyskanego wolumenu nie odbiera tym współczesnym „szatom” lekkości, która bierze się z użycia delikatnych, przeźroczystych tiulów albo też transparentnej, choć sztywnej tkaniny /stosowanej podobno w technologii oprawy książek/,  w wyniku czego powstaje ubiór bardziej futurystyczny w wyrazie.

 

  

Czasem następuje zderzenie obu gatunków w jednym modelu i wtedy wrażenie jest takie, jak gdyby na powiewną romantyczną suknię nałożono sztywną zbroję. Idea skontrastowania "miękkiego" i "sztywnego" daje zaskakujący efekt przywołując wizerunek kobiecości łączącej w sobie siłę i delikatność.






Szybko i zdecydowanie  poruszające się modelki, o długich rozpuszczonych włosach, 
z pasmami luźno zwisających tkanin nie przysłaniających nagich nóg, mają w sobie jakiś rys dzikości, nasuwając skojarzenie z sylwetkami zapomnianych prehistorycznych zwierząt o mocno zarysowanych karkach, głowach lub lędźwiach.







W pustyni wielkiego miasta, którą doskonale ewokuje zimna, betonowa sceneria podziemnej hali, współczesna nomadka, wrzucona w wirującą przestrzeń pokawałkowaną prostopadłościanami słupów, krętymi schodami, pochyłymi pasażami, w ciemność  bezosobowego nie-miejsca /non-lieux/, jednego z tych, które według francuskiego antropologa Marc`a Augé, tak silnie kształtują mentalność epoki hipernowoczesności/, odnajduje swą tożsamość wyposażona w strój, który zagarnia przestrzeń, zdecydowanie zakreślając jej, personalne, granice, a ona pod maską pewności siebie skrywa absolutną czujność i gotowość do stawienia czoła nieznanemu.





Ubrania z ostatniej kolekcji Rick`a Owens`a nie są tylko atrakcyjnym okryciem dla ciała, ale stanowią swoiste narzędzie obrony wyznaczające granice indywidualnej przestrzeni, która dać może jeszcze jakieś poczucie bezpieczeństwa. Odstające, nakładające się na siebie formy tworzą wokół ciała rodzaj warstwy ochronnej. Raz są to rozrastające się na ubraniu narośle przypominające zrogowaciałą i pofałdowaną skórę nosorożca, kiedy indziej narzutki z długich delikatnych piór nasuwające na myśl powiewającą w ruchu sierść przedpotopowego mamuta, wreszcie sztywne skorupy żakietów kojarzące się z chitynowymi pancerzami jakichś fantastycznych stworów. 


   

Dobrze to obrazuje drugi temat kolekcji  - ubrania o liniach futurystycznych, o ostrych tnących powietrze kształtach skonstruowanych w oparciu o proste linie, ostre kąty i geometrycznie załamujące się bryły. Wznoszące się na ramionach formy przypominają równie dobrze używane przez zawodników hokeja sztywne naramienniki, co samurajskie zbroje. Wyposażenie to uzupełniają wysokie skórzane botki o mocno ściętych, na wzór kowbojskich butów, obcasach i kwadratowych szpicach, których masywność kontrastuje z niematerialną lekkością transparentnych tkanin sukien, bluz i żakietów. 
Energicznym i zdecydowanym przejściom modelek, których sylwetki pojawiały się i znikały w pogrążonej w półmroku przestrzeni towarzyszyła ścieżka dźwiękowa z zachwycającym głosem Niny Simon wnosząca w ten betonowy, bezosobowy świat tęsknotę lub odległe wspomnienie czułych ludzkich związków.






Kolekcją Women S/S17 Rick Owens zdaje się mówić, że mimo iż miasto, po którym porusza się uzbrojona romantyczna kowbojka jest miastem w stanie wojny, to jednak jego mroczne i zimne zakamarki rozświetlają jaśniejsze barwy. 

Wizja świata w wydaniu Owens`a nasuwa skojarzenie z koncepcją  współczesności opisaną przez wspomnianego Marca Augé, dla którego przeznaczeniem świata  jest „ samotna indywidualność w drodze, w tymczasowości, w efemeryczności (….)”[1], w kosmosie, w którym /…./ „sieci kablowe lub bezprzewodowe działające w przestrzeni pozaziemskiej” służą „tak dziwnej komunikacji, że łączy ona jednostkę wyłącznie z innym obrazem jej samej.” [2]

Wybiegając by pozdrowić publiczność na koniec pokazu sam Rick Owens pozostał w swych nieodłącznych czerniach.

tekst i zdjęcia:Dorota Morawetz - ModArte_mag


[1] Marc Augé, Nie-miejsca, wprowadzenie do antropologii hipernowoczesności, tłum. R. Chymkowski, PWN,    Warszawa 2011, s.53.
[2] Marc Augé, op. cit., s.54. 


© all rights reserved by ModArte_mag and Dorota Morawetz