sobota, 8 lutego 2014

"TYLKO CIAŁO" według ATSUSHI TAKENOUCHI



    Kolejny raz wystąpił w krakowskiej Manggha Atsushi Takenouchi – japoński tancerz butoh, mieszkający w Paryżu. Stamtąd też wzięła się inspiracja do, pomyślanego jako hołd dla Artura Rimbaud, przedstawienia zatytułowanego „Tylko ciało”. Francuski poeta zafascynował 50-letniego dziś tancerza znacznie wcześniej, kiedy jako 16-latek czytał „Statek pijany”. Odnaleziona po latach książka stała się dla Atsushi źródłem nowych uniesień i osobistych refleksji, które wzbudziły w nim myśl o własnym życiu postrzeganym w jakiejś ledwie przeczuwanej paraleli do zdarzeń z życia Rimbaud i pokrewieństwie duchowym z przedwcześnie zmarłym poetą. Jako 20-letni mężczyzna postanowił pewnego dnia zarzucić poezję i wyjechać do odległych krajów, traktując te podróże także jako sprawdzian fizycznych granic stawianych przez własne ciało.  Przeżył tylko 37 lat.
Ten sam wiek dla Atsushi`ego stał się momentem granicznym w innym sensie: postanowił wtedy porzucić rodzinną Japonię, gdzie od ponad 20 lat uprawiał taniec butoh, i przenieść się do Europy. Osiadł w ojczyźnie Rimbaud`a, wciąż obecnego w nim bohatera dzieciństwa. Tej obecności, jak sądzi, zawdzięcza siłę i determinację do przekraczania własnych ograniczeń oraz odwagę przygody. „Być gotowym zaryzykować wszystko, mając tylko ciało, jak Rimbaud….czy to właśnie nie jest butoh?” – zapytuje retorycznie artysta.
Odczuwane przez tancerza „pokrewieństwo dusz” wyraża się w upodobaniu do szaleństwa, piękna i chaosu, dla których ucieleśnieniem, w jego pojęciu, jest taniec butoh.
Trwający ponad półtorej godziny spektakl to taniec rozpięty pomiędzy wzlotami i upadkami udręczonego lub szczęśliwego na przemian ciała, na początku odzianego jeszcze w, przypominający XIX-wieczny, kostium, a potem już tylko nagiego, pozbawionego ochrony, wątłego choć umięśnionego powtarzalnym ćwiczeniem tańca, balansującego na granicy piękna i cierpienia.
Taniec butoh zawsze kojarzy się z takim zmaganiem ciała pomiędzy zwycięstwem narodzin i porażką   śmierci. Ze zniewolenia ku wyzwoleniu i odwrotnie, ze wzlotu ku górze do upadku na ziemię, która cały czas jest obecna swą siłą przyciągania, inaczej niż w tańcu europejskim. Ciało się od niej odrywa, ale po chwili ulega sile ciążenia, opada na nią i znów z trudem próbuje się oderwać oscylując pomiędzy niebem i ziemią.
Przygasającemu i ponownie narastającemu ruchowi towarzyszy muzyka na żywo tworzona za pomocą oryginalnego instrumentarium perkusyjnego i własnego głosu przez Hiroko Komiya, żonę artysty, akompaniującą zwykle jego występom. Jest jeszcze inna warstwa dźwiękowa, nakładająca się czasem na muzykę, czasem od niej niezależna. Są to głosy wyszeptujące wersy z poematu Rimbaud, po polsku i po japońsku, na początku i na końcu spektaklu. Niekiedy dźwięk staje się tylko głosem samego ciała tancerza: świszczący albo głęboki oddech, westchnienie….
Proste środki i ogromna ekspresja: na początku z czerni sceny wyłania się w  rozświetlonej smudze światła spływającej z góry postać mężczyzny o długich włosach, który wcześniej zapowiedział swe pojawienie się pantomimą wykonaną za białym oświetlonym od tyłu ekranem stwarzającym swoisty teatr cieni. Brązowy proszek rzucony w smugę światła stający się powoli rozmywającym się w niej ulotnym pyłem, powróci na końcu przedstawienia - tym razem rozsmarowany przez tancerza na twarzy i torsie upodobni go do zastygłego w lekko połyskującym brązem pomniku.
Tylko ciało. Ciało zamienione w proch. Proch zamieniony w pomnik. Hołd dla Rimbaud i hołd dla ciała w ogóle, które dla Atsushi jest jedyną realnością ludzkiego istnienia, jedyną rzeczą jaką się na prawdę posiada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz