środa, 22 lutego 2012

KOSTIUMOLOGIA I MODA W SUKIENNICACH

  Wysłuchanie przedwczorajszego wykładu dr Marii Molendy w Sukiennicach sprawiło mi dużą przyjemność. „Czarny płaszcz na płomieniście czerwonej podszewce, czyli w co ubrać demona? O wyglądzie i garderobie postaci demonicznych w literaturze i malarstwie XIX i XX wieku” był trzecim z kolei wykładem z cyklu zatytułowanego „Pod płaszczem ciemności - opowieści o niesamowitych kostiumach fantomów z ludzkiej wyobraźni”, w ramach którego Maria Molenda, historyk i kostiumolog, opowiadała już wcześniej o wyobrażeniach  postaci demonicznych w źródłach i ikonografii od starożytności do XVIII wieku /”Rozwiany całun. O kreacjach postaci demonicznych w źródłach i ikonografii od starożytności do XVIII wieku” / i o kostiumach postaci demonicznych w teatrze, filmach grozy, komiksach i projektach artystycznych /”Staroświecka odzież ma charakter demoniczny. Kostiumy postaci demonicznych w teatrze, filmach grozy, komiksach i projektach concept art.”/. Wczorajszy wykład koncentrował się na sposobach przedstawiania w literaturze i w malarstwie wieku XIX i początku XX postaci niesamowitych i demonicznych, na symbolicznych znaczeniach ich ubiorów, a także wspominał o tym, jak te wątki ikonograficzne i związana z nimi symbolika inspirują współczesnych artystów i projektantów mody. Historyczka ubioru analizuje współczesną modę pod kątem inspiracji płynących z przeszłości i opowiada o tym bardzo interesująco, wzbogacając swoje kostiumologiczne dywagacje zarówno materiałem literackim, jak i  ciekawym doborem ilustracji. Następny, i ostatni już z tego cyklu wykład „Steampunk. Nurt neowiktoriański we współczesnej modzie” poświęcony będzie wiktoriańskim inspiracjom w modzie młodzieżowej.
   Maria Molenda, w ramach fundacji Nomina Rosae Ogród Kultury Dawnej, której jest prezesem, zajmuje się rekonstrukcją ubiorów historycznych oraz ich ekspozycją na tematycznych wystawach historycznych.






http://www.muzeum.krakow.pl/NewsItem.107.0.html?no_cache=0&tx_ttnews[tt_news]=4167&L=0
http://www.nomina.pl/ 

poniedziałek, 20 lutego 2012

McQ ALEXANDER MC QUEEN – kolekcja autumn/winter 12 na londyńskim Fashion Week.

   Obejrzałam transmitowany na żywo z londyńskiego Fashion Week pokaz kolekcji jesień/zima 12/13 McQ Alexander Mc Queen. Po raz pierwszy linia McQ słynnej marki została przedstawiona na pokazie. Od tragicznej śmierci wielkiego kreatora dwa lata temu kolekcje dla marki projektuje jego wieloletnia asystentka i współpracowniczka Sarah Burton, która w maju 2010 została mianowana dyrektorem artystycznym firmy Mc Queen. Sygnowane przez nią wcześniejsze kolekcje spotkały się od razu z bardzo dobrym przyjęciem, a projektantka kontynuuje linię, w której opiera swoje kreacje na wysoko postawionych umiejętnościach  rękodzielniczych, wyraźnie też dbając o zachowanie w kolekcjach i pokazach nastrojów bliskich jej mistrzowi. W prezentowanej kolekcji widać pragnienie zbliżenia tej linii ready-to-wear, która wcześniej prezentowała dość proste ubiory, do bogatego i fantazyjnego stylu głównej linii marki Mc Queen, chociaż te fantazyjne elementy zostały nieco stonowane i przystosowane do potrzeb bardziej codziennych ubrań.  
  Dzisiejszy pokaz połączył w sobie bardzo kobiece klimaty obecne w krótkich sukienkach-bombkach w kolorze burgunda i tiulowych czarnych kreacjach z bogatymi barwnymi kwiatowymi aplikacjami, których spódnice przypominały paczki baletnic, oraz w długich do połowy łydki sukniach z powiewnych tkanin i koronek, które wyraźnie nawiązywały w linii do New Look`u Diora z przełomu lat 40-tych i 50-tych, z nastrojami bardziej męskimi w postaci rozmaitego rodzaju przetworzeń wojskowego munduru, zarówno w wydaniu damskim jak też męskim, w połączeniach dwubarwnego grubego sukna /szarego i zielonowojskowego/ lub ciemnych tweedów ze skórą /niekiedy ekstremalnie użytą do uszycia koszuli noszonej pod sukienną marynarką wykończoną także skórą/. Grube skórzane paski typu wojskowego przepasywały, zaznaczając linię stanu, zarówno delikatne kobiece suknie, jak też męskie marynarki.  
Pokaz zamykała słynna Kristen McMenamy w białej sukni o małej, obcisłej górze z talią osy, za to z bardzo szeroką spódnicą przepisowej długości /kilkanaście centymetrów nad kostkę/ oraz z włosami uformowanymi w kształt kapelusza-spodka, który tak mi się mocno skojarzył z Mistrzem Diorem.
Modelka ta odegrała coś w rodzaju performance pośród opadających na jej twarz jesiennych liści, a potem podniósłszy ukrytą linę przyciągała się za jej pomocą ku płaszczyźnie wznoszącego się w tle muru, na koniec rozpływając się w nim. Po chwili mur zniknął także, a oczom widzów ukazał się zamglony pejzaż z drzewami i jakimiś bezkształtnymi istotami z mgły. Ta, bardzo teatralna wizja mogła być rodzajem hołdu złożonego Alexandrowi Mc Queen, który niespodziewanie zniknął w lutym 2010, na kilka dni przed pokazem swej nowej kolekcji. Na koniec oczom widzów ukazał się za drzewami rozświetlony nocny klub Core Club, do którego, po przejściu finałowym, goście zostali zaproszeni na drinka w towarzystwie McMenamy, co było możliwe dzięki udziałowi Punchdrunk w produkcji pokazu.

niedziela, 19 lutego 2012

KLASYKA I SZALEŃSTWO - ROZMOWA O MODZIE Z EVA&ADELE


                                      
                EVA&ADELE podczas rozmowy z modArte-mag

modArte-mag:  W Krakowie byłyście po raz pierwszy 21 lat temu na wernisażu wystawy Gilberta&George`a. Mniej więcej od tamtego czasu wszędzie i zawsze pojawiacie się razem w identycznych strojach, które same projektujecie. Czy interesujecie się modą? Czy wasze ubiory są w jakiś sposób związane z modą współczesną, inspirujecie się nią?
E&A:  Prawdę mówiąc, to w co się ubieramy nie jest modą. Bardziej niż modą współczesną inspirujemy się filmem. Lubimy filmy z lat 30-tych i 40-tych. Jednak nie naśladujemy żadnego stylu.
W tym jest koncept rzeźbiarski. My raczej budujemy nasze kostiumy; za tym stoi bardziej idea rzeźby niż idea mody. Czujemy nasze ubrania bardziej jako rzeźbę.
Ale czasem zauważa się pewne relacje z modą; sądzimy jednak, że częściej to my inspirujemy modę niż ona nas.
Kiedyś często przechodziłyśmy do naszej galerii bardzo blisko dzielnicy mody, a potem zobaczyłyśmy na jakimś pokazie pewne elementy jakby zapożyczone od nas. Myślę, że wiele razy inspirowałyśmy modę. Kiedyś kupiłyśmy mnóstwo haftów, ogromną ilość, i użyłyśmy ich na naszych spódnicach. Były pełne haftów. A potem zobaczyłyśmy takie hafty na pokazie mody.
modArte-mag: Co o tym myślicie. Czy to zbieg okoliczności?
E&A: Funkcjonujemy w systemie gwiazd. Jesteśmy trochę jak gwiazdy kina: gdy się ukazujemy jest dużo ludzi, którzy nas fotografują, są wśród nich także projektanci i oni potem z tego korzystają. Nie chcemy powiedzieć, że oni nas kopiują 1 do 1, ale jakieś małe ślady naszego wpływu można odnaleźć.
modArte-mag: Jednak moda ma dla was znaczenie. Oglądacie pokazy mody?
E&A - Lubimy  modę, także lubimy ją oglądać, jeśli mamy czas i okazję. Nie interesuję się żadnym specjalnym stylem. Owszem, patrzę na to, jak coś zostało zrobione, jaki ma krój, zauważam fajny pomysł.  Staramy się znaleźć sposoby by jak najprościej coś zrobić. Nie jesteśmy artystami, którzy mogą powtarzać coś bardzo specjalnego z mody. My jesteśmy artystami konceptualnymi. Czujemy się też bardziej rzeźbiarzami, a nie projektantami mody. Prawda jest taka, że to rzeźby są naszymi ubraniami. Ja lubię wszelkie ekstrawagancje, ale nie chcę im nadawać nazw. Lubię wszystko, co jest zwariowane. Ale tak naprawdę przede wszystkim lubimy to, co jest bardzo, bardzo klasyczne, a dopiero potem kombinację tych klasycznych rzeczy z tym co jest szalone. To nam się najbardziej podoba.
  Trzeba podkreślić bardzo ważny punkt: my jesteśmy z przyszłości i czas ma dla nas inny wymiar. Moda ma bardzo krótki żywot. My mamy nadzieję, że jesteśmy poza czasem i wobec tego nasze ubiory są pozaczasowe /niemieckie „zeitlos”/.
modArte-mag: Czy wasz ubiór jest jeszcze ubraniem, czy jest to raczej przebranie, coś co jest bliższe kostiumowi w teatrze?
E&A : Jest obiema tymi rzeczami równocześnie. Musi tak być. Podczas performance albo gdy się pojawiamy na publicznych imprezach związanych ze sztuką jest kostiumem. Ale równocześnie musimy wsiąść do taksówki, pojechać do Auschwitz, gdy jest na zewnątrz minus 10 stopni i musimy mieć odpowiednie buty i odpowiedni ubiór, który nas ochrania.
modarte-mag: Na krakowski wernisaż specjalnie zaprojektowałyście nowe kostiumy. Zawsze wymyślacie je w odniesieniu do danego wydarzenia, czasu i miejsca?
E&A: Tak. To jest tak jak w teatrze i filmie, gdzie też trzeba bardzo dobrze zaplanować właściwy kostium na określony moment.
modArte-mag: Sami projektujecie swoje kostiumy. Gdzieś czytałam, że także sami je wykonujecie? To prawda?
E&A: Nie, nie!!!Oddajemy je do krawca.


                      EVA&ADELE w MOCAK, 16.02.12. 


rozmowa i zdjęcia: D.Morawetz


piątek, 17 lutego 2012

GARDEROBA EVY&ADELE w MOCAK-u




     EVA&ADELE pojawiły się na inauguracji swojej wystawy zatytułowanej "ARTYSTA=DZIEŁO SZTUKI" w krakowskim MOCAK-u. Podróżujące po świecie berlińskie artystki można było spotkać w Krakowie już w listopadzie zeszłego roku na wernisażu wystawy wiedeńskich akcjonistów. Wtedy poszła po mieście sensacyjna informacja, że przybędą raz jeszcze w lutym i to z własną prezentacją. Z resztą trudno sobie wyobrazić, żeby ich w takim momencie nie było, bo ich, niemożliwa do przeoczenia, obecność stanowi element filozofii sztuki jaką uprawiają. „Hermafrodytyczne bliźniaczki w sztuce”, jak same siebie nazywają, głoszą, że są żywym dziełem sztuki /life work of art/, a dewiza: „Wherever we are is museum” /”Gdziekolwiek jesteśmy tam jest muzeum”/ jest przez  nie  niezmordowanie powtarzana w wypowiedziach i wywiadach.
    Ich wspólna artystyczna droga rozpoczęła się w 1989 roku podczas podróży przyczepą campingową po Europie, ale przekształcenie początkowego projektu „EVA&ADELE” w długofalową strategię artystyczną zbiegło się z performance WEEDING METROPOLIS w Martin Gropius-Bau w Berlinie w kwietniu 1991 /odbył się wówczas ich ślub,  po wcześniejszym prawnym uznaniu Evy za kobietę/. Od tego momentu artystki, a właściwie „jeden artysta w dwóch ciałach”, pojawiają się zawsze w jednakowych strojach, wspólnie projektowanych, których każdorazową kompozycję pieczołowicie ustalają w najdrobniejszych szczegółach. Tak wypracowany look sprawia, że są nieomylnie  rozpoznawalne wszędzie, gdzie się znajdą. Ich zawsze gładko ogolone głowy, mocny makijaż oraz kostiumy, bardzo często w odcieniach koloru różowego, czasem kombinacji różu z czerwienią, niekiedy złote lub srebrne,  wykonane najczęściej z połyskujących plastikowych materiałów, uzupełnione oryginalnymi akcesoriami, takimi jak przeciwsłoneczne parasolki z falbankami i oryginalne torebki, stały się już nieodłącznym elementem wielkich światowych ferii sztuki, jak Biennale w Wenecji, Documenta w Kassel, targi w Bazylei, paryski FIAC, a także znaczących wystaw w muzeach i galeriach całego świata.  
    Ten, nie mający wiele wspólnego z tendencjami współczesnej mody image, sytuuje artystki poza czasem i odnosi się do głoszonego przez nie hasła FUTURING – artystki twierdzą, że pochodzą z przyszłości i przybyły stamtąd w maszynie czasu.
    Wystawa, której kuratorkami są Delfina Piekarska i Anna Maria Potocka, prezentuje zdjęcia przedstawiające EVA&ADELE, robione przez przypadkowych ludzi z całego świata, przysyłane artystkom i przez nie przetwarzane, filmy video oraz kostiumy, w których występowały publicznie/uzupełnione o zbiór schematów kompozycji ubraniowych przygotowywanych na poszczególne okazje – jest to rodzaj kartoteki, z której można odtworzyć z jakich elementów składał się zestaw na dany dzień i wydarzenie/.
    Warto odnotować, że w ten śnieżny, zimowy dzień EVA&ADELE miały na nogach wysokie botki, a nie, jak zwykle, czółenka na obcasie.


Srebrno-złote kostiumy z serii KOSTIUMY ZE SKRZYDŁAMI - WINGS II - noszone na BIENNALE w WENECJI w 1995
                                         Otwarcie wystawy w MOCAK, 16 lutego 2012
   Suknie ślubne noszone przez EVA&ADELE w czasie performance WEDDING METROPOLIS 11.04.1991.w Martin- Gropius-Bau w Berlinie
 Różowe kostiumy z serii KOSTIUMY ZE SKRZYDŁAMI - WINGS III - noszone na DOCUMENTA 10 i BIENNALE w WENECJI w 1997.

 Jasnoróżowe kostiumy z serii KOSTIUMY ZE SKRZYDŁAMI/WINGS COSTUMES- WINGS I, 1992, noszone były przez EVA&ADELE w trakcie ich pierwszego performance na DOCUMENTA KASSEL - DOCUMENTA 9  i na BIENNALE w WENECJI w 1993 r.

Srebrno-złote kostiumy z serii KOSTIUMY ZE SKRZYDŁAMI - WINGS II - noszone na BIENNALE w WENECJI w 1995


 Zdjęcia z polaroidu robione przez artystki codziennie w podobnym ujęciu i pozie.

 Schematy noszenia kostiumów/Costume Plans - zapisane odręcznie tabele szczegółowo opisujące kompozycje ubraniowe EVA&ADELE na dany dzień i wydarzenie.


tekst i zdjęcia: Dorota Morawetz
http://mocak.com.pl/

niedziela, 12 lutego 2012

DIANE VREELAND - BOSKA MRS.V - WIZJONERKA MODY


“THE ONLY REAL ELEGANCE IS IN THE MIND; IF YOU GOT THAT, THE REST REALLY COMES FROM IT.” - mówiła Diane Vreeland. W Muzeum Fortuny w Wenecji odbywają się ostatnie przygotowania do poświęconej tej niezwykłej postaci świata mody wystawy, która jest efektem współpracy trzech pań: Marii Luisy Frisa - dyrektorki Fashion Design Faculty na Uniwersytecie Weneckim, krytyk i  kuratorki mody,  Judith Clark i Lisy Immordino Vreeland. Ta ostatnia jest też autorką niedawno opublikowanej książki „Diane Vreeland: The Eye Has To Travel” i filmu dokumentalnego o takim samym tytule, opowiadającego o życiu, osobowości i niezwykłej karierze zmarłej w 1989 roku legendarnej redaktorce Harper`s Bazaar, później redaktor naczelnej amerykańskiego „Vogue`a”, która zrewolucjonizowała sposób postrzegania i rozumienia mody, a także, będąc konsultantką w Costume Insitut nowojorskiego Metropolitan Museum of Art, wpłynęła na ukształtowanie się zupełnie nowego podejścia do wystawiania mody w muzeach.
  Fenomen tej, urodzonej w 1903 roku w Paryżu córki Amerykanki i Anglika, polegał na całkowicie nowatorskim myśleniu o modzie. Propagowała własny styl i niezależne poglądy w kwestiach wyglądu, a było to odpowiedzią na surowy i niefrasobliwy werdykt jej własnej matki, która już w dzieciństwie uznała ją za brzydkie kaczątko. Diane wcześnie zdała sobie sprawę, że powinna skonstruować własne pojęcia piękna i elegancji, a przede wszystkim stylu, który powinien, według niej, opierać się na odwadze w dążeniu do oryginalności, na swobodzie i fantazji. Zamiast ukrywać niedoskonałości i braki swej urody Diane zaczęła je umiejętnie podkreślać tworząc z nich znaki szczególne swej elegancji: zaczesane do tyłu kruczoczarne włosy odsłaniały jej ostre rysy, blada cera podkreślana była kontrastującym z nią różem kości policzkowych,  czerwienią szminki do ust i lakieru do paznokci. Studiowała wszystko, co było związane z ubiorem, poświęciła godziny na znalezienie najlepszych rozwiązań dla siebie. Na tak wykreowanym własnym stylu zbudowała poczucie pewności siebie i wygląd, który przyciągał uwagę i uznanie, zarówno wyczuciem estetycznym jak też perfekcją kroju strojów pochodzących od największych krawców epoki. Zwerbowana w 1936 roku do Harper`s Bazaar przez oczarowaną jej wyglądem, ówczesną redaktor naczelną, Carmel Snow, szybko stała się niepodważalnym autorytetem w dziedzinie mody. Wylansowała tam własną rubrykę „Why Don`t You…”, która poprzez szczególny sposób pisania o stylu życia i modzie, porywała czytelniczki ponad ich codzienną egzystencję, w wyższe rejony i ośmielała je do realizowania marzeń, choćby najbardziej zwariowanych czy fantazyjnych. „Dlaczego nie pomalować czterech ścian pokoju twoich chłopców w mapę świata, żeby nie rośli z prowincjonalnym punktem widzenia” – pisała na przykład Diane.
  Prowadząc wraz ze swym mężem bardzo światowe życie, przemawiała do amerykańskich kobiet językiem swojej niebanalnej i wyzwolonej ze schematów konwencjonalnego myślenia wyobraźni, inspirując je do niezależnych sądów i ucząc jak żyć bardziej stylowo.  
   Niebanalne podejście Vreeland do prezentowania ubrań, wyszukiwanie dziwacznych scenerii i zestawień naznaczały jej współpracę z fotografami, których traktowała trochę jako narzędzie do realizacji jej nietuzinkowych wizji mody. Pracowała  z wieloma znanymi fotografami m.in. z Louise Dahl-Wolfe, George Hoyningen-Huene, Richardem Avedon, z którym stanowili tandem przez 40 lat. To on powiedział, że Diane stworzyła nowy zawód: fashion editor, w którym najważniejszą rzeczą jest wyobraźnia poddana zasadom szczególnej dyscypliny.
  Diane Vreeland wprowadziła coś, co różni się od konwencjonalnej elegancji, co określiła jako „Allure” nadając taki tytuł napisanej w 1980 roku książce. Tam właśnie pojawiło się zdanie „The eye has to travel”, które zawiera kwintesencję jej podejścia do świata, do ludzi i do mody. Diane Vreeland uczyła patrzyć na świat otwarcie, widzieć i podążać za fantazją. Ośmielała ludzi by żyli na swój własny sposób i pozwalali sobie w życiu na rozmaite ekstrawagancje głosząc, że „moda musi być największym odtruwającym odpoczynkiem od banalności świata”.
Dorota Morawetz
Diana Vreeland 1980, Photographer unknown, Courtesy of Condé Nast

Diana Vreeland 1980, Photographer unknown, Courtesy of Condé Nast

Diana Vreeland, Photograph by Horst P. Horst

DV 1979, Painting by William Acton, Photograph by Jonathan Becker


DV with model Marisa Berenson, Photograph by James Karales

Portrait of Diana Vreeland in her red living room, Photograph by Horst P. Horst


DV in Vogue Office, Photograph by James Karales

Diana Vreeland, The Eye Has To Travel


For more about Lisa Immordino Vreeland's projects: www.facebook.com/dianavreelandbookandfilm

Special thanks for Laura Duarte Gómez

środa, 8 lutego 2012

BLACK IS BLACK

fot. D. Morawetz
  Dama w wiecznej czerni - Diane Pernet, znana dziennikarka i blogerka modowa /A Shaded View of Fashion/ oraz twórczyni festiwalu filmów o modzie, sama stała się ostatnio tematem i modelem-bohaterką filmu wyreżyserowanego przez Benjamin Seroussim, w którym, oprócz czerni, ukazuje się także w bieli i czerwieni. Archiwalne modele Yohji Yamamoto stały sie pretekstem do podwójnej prezentacji: z jednej strony wspaniałych kreacji znakomitego japońskiego projektanta, dla którego czerń jest także ulubionym kolorem, a z drugiej - osoby tajemniczej Diane Perent, skrywajacej się zwykle w fałdach czarnych szat i odzielonej od świata czarnymi okularami. W nowych barwach Diane staje sie jeszcze bardziej intrygująca. Choć jej głos słyszany w tle zdaje się uparcie twierdzić iż "black is black", a ta zmiana jest chwilowa i wyreżyserowana, to ponadczasowe modele Japończyka prezentowane na oryginalnej modelce w rytm  stworzonej specjalnie dla tego filmu ścieżki dźwiękowej Keren Ann urzekają urodą form i siłą wyrazu.
Bardzo piękny film.

http://vimeo.com/34969276
http://www.lofficielmode.com/2012/02/07/diane-pernet-benjamin-seroussi-film/

poniedziałek, 6 lutego 2012

KOSTIUMY ANNY PIAGGI


   Annę Piaggi sfotografowałam w Paryżu w Ogrodach Tuilleries tuż po pokazie Victor&Rolf w październiku 2010 r. Zaraz potem zobaczyłam ją raz jeszcze, gdy przymierzała kapelusze w standzie wykwintnej angielskiej marki na salonie pret-a-porter. Ta, dzisiaj już mocno starsza pani, słynna dziennikarka mody, redaktorka włoskiego Vogue`a, od 20 lat prowadząca w nim swoją rubrykę Doppie Pagine, jest niezaprzeczalną ikoną stylu i modowym guru. Sławni kreatorzy kochają ją. Są wśród nich Dolce&Gabbbana, Manolo Blahnik i Karl Lagerfrld, z którym przyjaźni się od lat.
Ma własny, oryginalny i niezwykle ekscentryczny styl, który sprawia, że jest od razu rozpoznawalna. Styl ten charakteryzuje się eklektyzmem, teatralnością, odważnym zestawianiem elementów ubraniowych, kolorów i deseni. Włosy w kolorze niebieskim lub fioletowym przykrywa niewielki kapelusik, spod którego wyłania się upudrowana na jasno twarz z intensywnie niebieskimi powiekami, mocno czerwonymi ustami, i pociągniętymi różem policzkami, które przysparzają jej często epitetu „clowna”.
   Piaggi jest właścicielką gigantycznej kolekcji ubrań sygnowanych nazwiskami słynnych światowych kreatorów. Ta niezwykła garderoba, godna królowej, stała się pretekstem do zorganizowania w 2006 roku w londyńskim Victoria & Albert Museum indywidualnej wystawy Anny Piaggi. Wystawa zatytułowana Fashio-ology  /Modo-logia/ przybliżyła zwiedzającym zawartość jej szaf liczącą, nie dziesiątki,nie setki, ale tysiące egzemplarzy sukien, spodni, żakietów, spódnic i pomniejszych elementów ubraniowych, miała ilustrować stwierdzenie Piaggi, że moda to nie tylko kwestia estetycznego wyczucia, ale też wiedzy teoretyczno-historycznej.
   Swoje jednorazowe ubraniowe kompozycje Anna Piaggi traktuje jak kostiumy dobierane każdorazowo specjalnie na daną okazję, mówiące o niej samej, ale też o kontekście, w którym mają zaistnieć. To co wyprawia z ubraniem Anna Piaggi, to swoista sztuka ubierania się, szczególna autokreacja, która wyraża osobowość, ale też specyficzny stosunek do mody, która, traktowana z przymrużeniem oka, może być źródłem radości dla osoby, która się ubiera, jak też dla jej otoczenia. Nie zwykła zakładać dwa razy tej samej rzeczy, poszukując wciąż nowych, zaskakujących  zestawień i akcesoriów. Kreatorzy liczą się z jej zdaniem i zabiegają o jej względy, czasem nawet projektują specjalnie dla niej. A ona obnosi ich kreacje jak żywa reklama, tworzy z nich jednak swoje własne kompozycje, łącząc elementy pochodzące z różnych źródeł w, zaskakujące nawet ich samych, całości. I oczywiście tylko jej to uchodzi płazem, bo styl który stworzyła stał się już dawno jej własną wizytówką.
Piaggi jest wyrocznią w dziedzinie mody, postacią dodającą kolorytu, ale i rangi pokazom, na których się pojawia. Zasiadając zazwyczaj w pierwszym rzędzie przyciąga niekiedy większą uwagę swoim wyglądem niż prezentowane kolekcje.
Dorota Morawetz
                                                 
Anna Piaggi po pokazie Victor&Rolf w Paryżu, wrzesień 2010, fot. D. Morawetz  

niedziela, 5 lutego 2012

ALTA ROMA ITALIANA WINTER 2012- WYSTAWA WAYNE MASER

Stało się zwyczajem, że rzymski tydzień mody jest okazją dla wielu ciekawych wydarzeń artystycznych towarzyszących pokazom. Tegoroczna zimowa edycja Alta Moda Italiana przyniosła monograficzną wystawę kultowego amerykańskiego fotografa obejmującą 30 lat jego pracy. “Wayne Maser – Disposable” - olbrzymia retrospektywa, której kuratorkami są Susi Billingsley and Cecile Leroy-Beaulieu odbywa się pod patronatem Alta Moda Italiana. Unikający rozgłosu Wayne Maser, mistrz portretu i czarno-białej fotografii, znany jest w świecie jako autor zdjęć słynnych postaci kina i estrady, takich jak Madonna, Clint Eastwood, Whitney Houston, Angelina Jolie. Jako fotograf mody wypracował własną estetykę, bliską poetyce Richarda Avedona i Helmuta Newtona, inspirującą wciąż pokolenia młodszych od niego fotografów.

sobota, 4 lutego 2012

GALLIANO WYKLĘTY

     Kiedy na początku października 2010 roku oglądałam w paryskiej Opera Comique prezentację kolekcji  Johna Galliano, jak zwykle wspaniałej i spektakularnej, nie przeszło mi nawet przez myśl, że jest to być może ostatnia szansa by być świadkiem sygnowanego  słynnym nazwiskiem spektaklu mody, na zakończenie którego pokaże się, jako największa gwiazda, on sam, w złotym deszczu foliowych płatków wyrzuconych z  teatralnej maszyny do wiatru.
    Galliano miał już za sobą dziesiątki podobnych finałów, podczas których objawiał się za każdym razem w innym wcieleniu, zwykle mającym coś wspólnego ze stylem lub tematem pokazywanej kolekcji. Ta autokreacja była, jak sam podkreślał,  sposobem na przezwyciężanie skrajnej nieśmiałości, czyniąc z niego bohatera numer jeden każdej prezentacji. Jego ukazania się wszyscy oczekiwali z zapartym tchem.
     Nie doczekali się go 4 marca 2011 r, po prezentacji ostatniej kolekcji Galliano dla  domu Dior, w którym od 15 lat  pełnił funkcję dyrektora artystycznego. Galliano był wielkim nieobecnym tego pokazu, po tym jak został zawieszony w pełnionej funkcji po oburzającym i  niesmacznym i incydencie jaki miał miejsce zaledwie tydzień wcześniej w jednej z kawiarń w paryskiej dzielnicy Marais /dawna dzielnica żydowska/, La Perle.
     Słynny kreator  obraził dwójkę gości, którzy usiedli przy sąsiednim stoliku, używając wobec nich  niewybrednych rasistowskich  komentarzy i obelg. Wydawało się, że Galliano pozostanie bezkarny, ale wkrótce po owym incydencie,  którego zarząd Maison Dior  nie skomentował, londyński tabloid „The Sun” opublikował w internecie filmik video nakręcony telefonem komórkowym  w tej samej kawiarni jakiś czas przed owym incydentem. Siedzący samotnie Galliano, kompletnie pijany, bełkoce w stronę niewidocznych dwóch kobiet, które siedzą przy stoliku obok, obraźliwe słowa i deklaruje swą „miłość do  Hitlera”. Po publikacji tego materiału, którego pochodzenia nikt nie jest pewien, a niektórzy nawet twierdzą, że został on zmanipulowany, zarząd domu mody Dior zawiesił Johna Galliano w funkcji dyrektora artystycznego, a on sam, oskarżony o rasistowskie obelgi, miał być sądzony w czerwcu 2011 w Paryżu. Tymczasem, namówiony ponoć przez swe najbliższe otoczenie /m.in. Kate Moss/, zdecydował się poddać kuracji w związku ze swym uzależnieniem od alkoholu, które niewątpliwie spowodowało to karygodne zachowanie projektanta.
      Świat mody długo milczał wobec  „afery Galliano”. Pierwszy przełamał ciszę Karl Lagerfeld mówiąc w wywiadzie dla amerykańskiego pisma „Women`s Wear Daily”, że jest „wściekły” na Johna  za to jak się zachował. Powściągliwy Karl stwierdził, że tu nie chodzi o takie czy inne słowa, które ktoś wypowiedział lub nie, ale o to, że osoba publiczna, jaką jest kreator mody takiej rangi jak Galliano, nie może sobie pozwolić na tak nieostrożne zachowanie, nie może po prostu wyjść na ulicę pijany i wypowiadać obraźliwych  słów. Zwłaszcza w dobie internetu. Obraz, który obiegł świat w kilka godzin pozostawi, jak podkreślał Lagerfeld,  okropne wrażenie, uwłaczające całemu środowisku mody.
      Wstrząśnięte i oburzone, zareagowało bojkotem  pokazu Diora, który odbywał się  4 marca 2011 w Muzeum Rodina.  Data ta zapewne przejdzie do  historii  haute couture otwierając nową kartę w dziejach tego renomowanego domu mody, którego twórca Christian Dior wprowadził w 1947 roku New Look i wyznaczył tym  samym nowy kierunek powojennej modzie. Złośliwi twierdzą, że to był pretekst dla Diora, żeby pozbyć się zbyt awangardowego projektanta. Skądinąd, trudno się dziwić zarządowi  Maison Dior, wszak słowa wypowiedziane przez pijanego Galliano, nawet jeśli w pełnej nieświadomości,  bezpośrednio dotykają przeszłości jego legendarnego założyciela. Siostra Diora została w czasie wojny wywieziona do obozu  w Buchenwald.
       Swemu oburzeniu dał wyraz Sidney Toledano, zarządzający domem Diora /PDG Dior Couture/, który po raz pierwszy, bo nie należy to do zwyczaju, wystąpił publicznie przed wspomnianym pokazem określając w swej wypowiedzi  zachowanie Galliano  jako „niemożliwe do tolerowania”.  Powiedział: „To co zdarza nam się dzisiaj jest  wystawieniem nas na próbę. Fakt, że nazwisko Diora zostało zmieszane, poprzez jego kreatora, jak wielkim by on nie był,  z  wypowiedzią,  nad którą  nie można przejść  do porządku,  jest dla nas bardzo bolesne.”
      Od tej pory nazwisko Johna Galliano zniknęło z wszelkich informacji na temat kolekcji Diora, a nawet  z sygnowanych jego własnym nazwiskiem kolekcji sprzedawanych w butiku John Galliano przy rue St. Honore. Mający 91% udziałów marki John Galliano Dior zakazał niesfornemu projektantowi pracy nawet nad własnymi kolekcjami i powierzył  to zadanie jego najbliższemu współpracownikowi i  asystentowi Billowi Gaytten.
Wobec afery Galliano kreatorzy mody zachowali milczenie. Jednak znane osoby ze świata mody potępiając ubolewania godny incydent podkreślały  rangę artystyczną jego kreacji  i fakt jak bardzo presja pokazów i specyficzna  atmosfera w tym środowisku  doprowadziły wcześniej do skrajnych załamań znane postaci z tego świata. Przytaczano przedwczesną śmierć zniszczonego alkoholem i narkotykami Yves Saint Laurent`a oraz niedawne samobójstwo Alexandra Mc Queen`a.  
      Galliano wpadł w uzależnienie od narkotyków, alkoholu i środków nasennych po śmierci swego intymnego przyjaciela Stevena Robinsona. Cała sprawa była szeroko analizowana i dyskutowana na rozmaitego rodzaju portalach i blogach modowych,  z których zwłaszcza słynny „The Sartolialist” przedstawiał Johna Galliano jako „człowieka smutnego, który gotów był powiedzieć cokolwiek by zwrócić uwagę na swoje wołanie o pomoc”.
     Dior jednak pozostał nieugięty  wypominając swemu synowi marnotrawnemu, że nawet nie zadał sobie trudu by przeprosić zarząd Maison oraz swych współpracowników.
     Butik Johna Galliano stoi, tak jak stał, przy rue St. Honore w Paryżu. Jego witryny nadal przyciągają oryginalnym, ekstrawaganckim wystrojem, przez szyby nadal podziwiać można wspaniałe kreacje, te wiszące na wieszakach i te prezentowane na wielkim ekranie we wnętrzu sklepu, a bardzo uprzejmy personel zachowuje się tak , jak gdyby nic zupełnie się nie zmieniło. Mimo, że duch Galliana jest  obecny wśród wystawionych wspaniałych kreacji wiadomo, że jego noga prędko nie postanie w tych progach, bo nie życzy sobie tego zarząd domu Diora dzierżący w swych rękach 91% udziałów marki John Galliano.
     Projektant został srogo ukarany za swój nieodpowiedzialny wybryk. Niemożność projektowania to dla tego nieprzeciętnego twórcy o wiele cięższa kara niż zasądzone mu przez paryski trybunał 6000 euro kary.
    Osobiście, choć nie pochwalam zachowania kreatora, mam nadzieję, że świat mody wybaczy Johnowi Galliano i pozwoli mu powrócić na wybiegi z własnymi kolekcjami. A powrót ten może być bardzo spektakularny.
    W oczekiwaniu na niego kilka fotografii, które zrobiłam podczas pokazu John Galliano w Opera Comique w Paryżu, w październiku 2010 roku oraz witryny butiku Johna Galliano w Paryżu w październiku 2011 i kawiarnia La Perle.
Dorota Morawetz