niedziela, 3 lutego 2013

SZYMON BOJKO – DANDYS PERFORMENCE`u





   Starszym pokoleniom historyków i krytyków sztuki oraz artystów Szymona Bojko nie trzeba przedstawiać, bo na pewno zetknęli się z jego nietuzinkową osobowością i krytyczno-naukowym dorobkiem.
Młodsi mogą go nie znać, gdyż ten blisko stulatek, historyk sztuki i designu, krytyk sztuki już praktycznie nie wychodzi ze swego warszawskiego mieszkania. Bynajmniej, to nie wiek stanowi tu główną przeszkodę, ale skutki nieszczęśliwych zdarzeń, które sprawiły, że kilka lat temu kolejno złamał kości udowe obu nóg.



                   W warszawskim mieszkaniu,jesień 2009.
                 


   Pełen życia, energii i wciąż nowych pomysłów, amator tańca i piękna kobiecego, zwykł nazywać siebie Simon le fou /Szymon szalony/. Kiedy jeszcze mógł pojawiał się w wielu miejscach gdzie "działa się" sztuka, wypowiadał się, chętnie adorował piękne kobiety. Teraz, ograniczony w możliwościach przemieszczania się, znacznie mniej uczestniczy w życiu artystycznym. Wciąż jednak pracuje, pisze wspomnienia, książki, porządkuje dawne notatki Jego laptop, będący dlań jedynym właściwie kontaktem z zewnętrznym światem, pełen jest tekstów o sztuce i wspomnień z okresu czynnej działalności jako krytyka, nauczyciela akademickiego i....performera. 



 
    Lalka-sobowtór Szymona wykonana z papier mache przez Lecha Puchalskiego.

   Całe jego życie jest nietuzinkowe, tak jak, przyciągająca uwagę, aparycja. Poznałam Szymona po jego wykładzie na temat Japonii, jaki wygłosił, a właściwie odegrał, w Muzeum Mangha w Krakowie, gdzieś chyba około 2002 roku. Zobaczyłam go wtedy po raz pierwszy i od razu zachwycił mnie jego niebanalny wygląd, długie, białe, miękko na kark opadające włosy oraz wystudiowany ubiór, którego dominantę stanowił wydatny kolorowy fontaź. Piękny starszy pan! 
Mówił o japońskiej modzie, ale była to opowieść dygresyjna i dotykała obyczajów, kultury i sztuki oraz specyfiki japońskiej młodzieży. Obłożony stertą książek, ulotek i czasopism co chwilę sięgał po któreś z nich by udokumentować wypowiadane emocjonalnie zdania. Japonię uważa za swoją drugą ojczyznę. Bywał tam wielokrotnie, prowadził  wykłady i po dziś dzień pozostaje w kontakcie z wybitnymi Japończykami /architektami, fotografami/.

                     W styczniu 2013 podczas mojej wizyty.
 
   Wspomina z zachwytem swego ojca, który oprócz tego że był artystą amatorem robiącym kolaże z piór oraz miłośnikiem kaligrafii zajmował się też w okresie kryzysu wytwarzaniem damskiego obuwia. Jemu zawdzięcza pierwsze swe fascynacje formą kobiecej stopy /zwłaszcza podbiciem/ oraz późniejsze zainteresowanie dla formy jako takiej. Po nim odziedziczył też szereg umiejętności manualnych, które sprawiły, że stał się grafikiem samoukiem, żeby zarabiać na życie /przed II wojną wycinał m.in.z dykty postaci Betty Boop i je sprzedawał/. Wtedy wszedł w środowisko artystów, twórców sztuki stosowanej, scenografów. Zetknął się z Wandą Telakowską, która organizowała polskie wzornictwo przemysłowe, i której bardzo wiele zawdzięcza ze swej formacji estetycznej. Wreszcie stał się też performerem i twórcą małych form teatralnych, których zwykł używać w swej pracy dydaktycznej w zagranicznych uczelniach.

                       Stara kartka ze zbiorów Szymona

  W Rhode Island School of Design, gdzie prowadził zajęcia ze studentami w latach 1987-2001, był współzałożycielem i producentem studenckiego kabaretu.
Performence i kabaret stały się narzędziami, przy pomocy których wprowadzał studentów w  arkana sztuki i estetyki. W tym czasie fascynowała go i inspirowała Pina Bausch i Robert Wilson, których osobiście poznał. Pina zaprosiła go do swego teatru i miał wtedy możność obserwować z bliska jej pracę.

                 Szymon demonstruje maski, których używał w jednym 
                   ze swych performance, styczeń 2013.
 
   Jego liczne dalsze i bliższe podróże obfitowały w niecodzienne spotkania z artystami, teoretykami sztuki, myślicielami. W latach 60-tych dużo przebywał we Francji, gdzie zetknął się m.in. z takimi postaciami jak Roland Barthes czy Roger Caillois, który istotnie oddziałał na jego myśl.

   Lata 70-te upłynęły z kolei pod znakiem Ameryki, która stała się dlań kolejną ojczyzną. W 1973 uczestniczył w obradach International Design Conference w Aspen. Wówczas poznał Roberta Rauschenberga.

   W okresie 1976-77 przebywał w Stanach Zjednoczonych jako
stypendysta Fundacji Kościuszkowskiej i prowadził badania nad artystami amerykańskimi polskiego pochodzenia. Efektem tej pracy jest książka „Z polskim rodowodem. Artyści polscy i amerykańscy polskiego pochodzenia w sztuce amerykańskiej (1900-1980te)”.

                                             

     „Z polskim rodowodem. Artyści polscy i amerykańscy polskiego  pochodzenia
                 w sztuce amerykańskiej (1900-1980-te)” - książka wydana
                 w 2007 r.



    W Nowym Jorku i Los Angeles nawiązał liczne kontakty ze środowiskami artystycznymi, projektantami i mecenasami sztuki /m.in.Elaine Attias/, uczestniczył w ruchu „Fluxus”.
Prowadził w MOMA cykl spotkań na temat awangardy rosyjskiej lat 20-tych i działającej w tym samym czasie co Bauhaus uczelni Wchutemas.

    Sztuka awangardowa w Rosji, to odrębny temat jego zainteresowań. W związku z nim opublikował na przestrzeni lat 1956-1980 szereg szkiców, artykułów i wspomnień m.in. o Malewiczu, Rodczenko i architekcie Konstantinie Mielnikovie - autorze Pawilonu Radzieckiego na światowej Wystawie w Paryżu w 1925 r. Wciąż do tej tematyki powraca starając się przybliżyć poprzez performance trudne i niejasne drogi polityki i sztuki tego czasu w Rosji /bohaterami tych spektakli byli Malewicz, Rodczenko, Stiepanowa, Terentiev, Aleksandra Exter- awangardowa kostiumografka i pozostająca w kręgu Malewicza Anna Leporska/. 
W 2006 uczestniczył w Międzynarodowym Sympozjum Awangardy Rosyjskiej w Madrycie, podczas którego przedstawił referat i performance.

    Jego spektakularne występy, to sposób na wyrażenie w formie oryginalnej,lekkiej i wolnej od naukowej emfazy, refleksji krytyka na temat sztuki, specyficzny autorski komentarz do sztuki dawnej i aktualnej, próba dyskusji z zastanymi wyobrażeniami na jej temat, obecnymi w zbiorowej świadomości. 
Spektakle te zawsze są pełne elegancji, jak sam ich autor, intelektualnej finezji, dowcipu okraszonego erudycją.
   Szymon Bojko jest postacią niepowtarzalną. Tej niezwykłej osobowości i niebanalnej umysłowości otwartej wciąż na to co nowe, pozostającej ciągle w stanie "uczenia się", towarzyszy wykreowany jeszcze w latach młodości wizerunek dandysa o nieskazitelnym wyglądzie i manierach. Jego odmienny od przecietnego wygląd bywał przedmiotem żartów i niechęci. Gdy w latach 60-tych pełnił funkcję konsultanta w Wydziale Kultury KC PZPR był ostro krytykowany i wytykany przez Wł.Gomułkę, który nie mógł znieść jego kolorowych koszul i nie ukrywał odruchów wstrętu na jego widok. O tamtych czasach Szymon pisze w książce "Życie w rozkroku", która powinna w przyszłości ukazać się drukiem, a jest rodzajem spowiedzi autora, wyjaśnieniem jego życiowych wyborów i postaw. 

   Szymon Bojko nadal jest czynny zawodowo, udziela się publicznie w miarę swych sił i możliwości, dzieli się swoją wiedzą z młodymi ludźmi, sprawuje opiekę naukową. Nadal codziennie ćwiczy podnoszenie 3-kilogramowych hantli, jazdę na domowym rowerze oraz szybkie chodzenie po schodach. Żałuje, że nie może się już tarzać nago w śniegu i skakać do wody z drzewa, których to wyczynów uczył go w latach 70-tych, młodszy od niego, trener Lech Falkowski. Jemu zawdzięcza odwagę i nieustającą wolę życia. W lutym ukończy 96 lat.

                             
                                   To jest właśnie TO!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz