Wczoraj wieczorem z żalem przeczytałam umieszczoną na włoskim blogu Nunzii Garoffolo wiadomość o śmierci Anny Piaggi - słynnej redaktorki mody, związanej od lat z włoskim Vogue, na łamach którego pisywała swe kultowe felietony "Double pages".
Nie będzie ich więcej, tak jak nie będzie jej rozpoznawalnej osoby pojawiającej się w pierwszych rzędach najważniejszych pokazów mody. Zawsze ekscentrycznie ubrana w barwne stroje, które zestawiała w eklektyczny, jej tylko właściwy sposób. Mieszanka gatunków, barw i deseni dawała coctail dla większości niestrawny, ale równocześnie stwarzający jedyny w swoim rodzaju styl, jednoznacznie rozpoznawalny, tworzony na bazie ubrań pochodzących od wielkich projektantów współczesnych oraz kreacji haute couture w wydaniu vintage łączonych z rzeczami kupowanymi na pchlich targach i ostentacyjnie kiczowatą biżuterią oraz akcesoriami.
Do tego mocny makijaż clowna. Na taki styl mogła sobie bezkarnie pozwolić tylko ona, uznawana za wyrocznię w sprawach mody. Była niezwykle opiniotwórcza w tej dziedzinie, przyjaźniła się ze znanymi projektantami, między innymi z Karlem Lagerfeldem, z którym wielokrotnie była fotografowana.
Pozostawiła po sobie garderobę składającą się z tysięcy kreacji, setek par butów i olbrzymiej ilości niezwykłych nakryć głowy, bez których w zasadzie się nie pokazywała. Dwa lata temu podczas paryskiego tygodnia mody miałam okazję sfotografować ją w Ogrodach Tuilleries po pokazie Victora&Rolfa. Zapozowała wtedy dla mnie. Potem udała się do pobliskiego salonu pret-a-porter w poszukiwaniu nowego, ekscentrycznego kapelusza. Oto kilka zdjęć, które jej wtedy zrobiłam.
Niestety, już nie zobaczymy nowych kreacji tego rajskiego ptaka mody, jakim była Anna Piaggi. Zmarła w swoim domu w Mediolanie mając 81 lat.
fot. Dorota Morawetz
all rights reserved
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz